Upiór w piwnicy…

image

Babcia nie miała z nami łatwego życia. Kiedy broiłem, zamykała mnie w ciemnej piwnicy. Nie zapalała światła. To było pouczające doświadczenie. Najpierw złość, potem strach przed tym, co może wyłonić się z ciemności…wreszcie poddanie się temu, co jest  i stopniowe wygasanie emocji, aż do całkowitego wyciszenia. Gonitwa myśli stopniowo zamienia się w spokojną uważność. Nic się nie dzieje i nie ma nic do zrobienia. Ciemność rozrzedza się i nasiąka coraz lepiej dostrzegalnym światłem, które niewolę w wypoczynek zmienia…

…w lochach nieświadomego życia, cuchnących strachem i dramatem, brodzę po szyję w bagnie wstydu i win własnych oraz cudzych, nurzam się w chwilowych przyjemnościach oseska oddającego gazy, którego grymas twarzy jest odbierany jak uśmiech lub tworzę cierpienie bez końca na przemian…stan ten jawi mi się permanentnym…zapalam zapałkę…bagno dematerializuje się w mgnieniu oka w każdym miejscu, do którego sięga płomyk zapałki…płomyk zapałki obejmuje świecę…płomień świecy osłoniony dłonią przenoszę na pochodnię…z pochodnią podchodzę do kominka…rozpalam w kominku…jest jasno, jest ciepło, widzę wyjście na powierzchnię…wychodzę…

Gdy opuszczam lochy, wiem, że w każdej chwili mogę doń powrócić…ale już na moich warunkach…jeśli regularnie dokładam do kominka, w mrokach nieświadomego umysłu stale jest ciepło, a mroki te już nie straszne, a klimatyczne są i pełne podniecającej tajemnicy unoszącej się z wonią spokoju, radości i miłości…:)