Narodziny światła…

Naraz rozbłysło, huknęło i zatrzęsło się…

Dla owego czterolatka, oślepiająca błyskawica z jednoczesnym, przeszywającym grzmotem i łoskotem spadającego, odłupanego piorunem od pnia, konaru drzewa po drugiej stronie ulicy, wraz z drżeniem szyb, podłoża, obrazu za oknem;  staje się pierwszym przebłyskiem, brzmieniem, odczuciem świadomości…

Obok malca, przy oknie, w domu pod lasem, druga istota – kobieta, modląca się na głos z twarzą ukrytą w dłoniach, rozedrgana inaczej niż cała reszta, przenosząca swoje drgania na dziecko; w tym pierwszym mgnieniu, przeobrażająca skrajnie odmiennie swoje drżenie pomiędzy zetknięciem światła z konarem, a zetknięciem konaru z ziemią…  – drugi przebłysk…

Oto kobieta zrywa się sprzed okna, biegnie zdecydowanie ku wyjściu, dziecko podąża jej śladem…

Im ona szybciej oddala się, tym ono intensywniej w pogoni przebiera nogami…

Wielkie, zimne krople uderzają dźwięcznie w ciało świeżo przebudzonej świadomości, porywisty wiatr szasta biczami wodnymi we wszystkich kierunkach, wzbogacając je piaskiem, gałązkami, liśćmi; oczom chłopca, ukazuje się, to dynamicznie zmieniające się, przestrzenne, powietrzne tło, wraz z koronami drzew, które wiatr targa, jak pies szmatę; wokół uciekającej mu przez podwórko postaci…

Chłopięce stópki, odziane jedynie w rajstopki, pozwalają wyraźnie mu odczuć chłód i lepkość piaszczystego podłoża, choć zdaje się, jakby w swoim maksymalnym pędzie, unosił się w tej wirującej gęstości…

Babcię dogania po drugiej stronie ulicy, targającą już świeżo zwalony konar, w swoich rozgałęzieniach – nieproporcjonalnie wielki, w stosunku do ciągnącej, która coś krzyczy, z mozołem wlokąc odłamańca ku swemu obejściu…

Chłopiec stara się ulżyć w mozole i naśladuje swoją opiekunkę, chwytając się ochoczo gałęzi, lecz w babcinym obliczu, w jej oczach, w ruchach i w artykułowanych ku sobie dźwiękach – nie znajduje niczego na kształt wdzięczności, ani choćby akceptacji…

 

Czy ta świadomość pojawiła się w tym miejscu i czasie, by współtargać niewspółmierne obciążenia?

Czy też, aby współdoświadczać ekstremalnych przejawów współistnienia?

A może po to, by unaoczniać fakt okamgnienia niewiarygodnej przemiany, dokonującej się we wnętrzu jednostki ludzkiej, a stamtąd naturalnie, z lekkością, wypromieniowującej się na to, co ta jednostka nazywa swoją „rzeczywistością”…? 🙂

Skoro stan obezwładniającej paniki, przeobraża się piorunem w stan odważnego działania z nadludzką siłą, to jak ostaną się latyfundia nieświadomego niewolnictwa w blasku lśnienia świadomości wolnej jednostki?! 🙂

Oto oczom najpierwszego rozkazodawcy, zamaszyście na swej planszy przemieszczającego jednym kliknięciem przeciwko sobie lasy krzyży i półksiężycy, targanych na barkach, niewidzących go dotąd podwładnych;

ukazuje się las uniesionych ku niemu zgodnie przez wszystkie żołnierzyki – zabawki, przez wszystkie dotąd posłuszne  bioroboty, środkowych palców, a chaotyczne odgłosy zgiełku bitewnego, huku buldożerów, łomotu kopalń, wycia fabryk, kociokwiku targowisk próżności – milkną znienacka, tudzież wielogłos poszczególnych jednostek łączy się w jednogłos i układa się w jednoznacznie brzmiące, głęboko harmonijne, miażdżąco donośne: „NO!!! NO MORE!!!!!!”

Gdy ten komunikat dociera w całej swej mocy do najpierwszego rozkazodawcy, rycerz ten, wiecznie posępnego oblicza, rozpogadza się… zdejmuje przyłbicę ze swego, pozornie, na zawsze zakutego łba i z ulgą wyznaje: „A więc dokonuje się. Nareszcie! Teraz i ja jestem wolny! 🙂

poznaj siebie, bądź sobą, rób swoje

metabeal